
Z dziećmi przez Wzgórza Włodzickie
Z wieży widokowej na Włodzickiej Górze widać białą wieżę na Wielkiej Sowie. Z tej odległości nie widać kumulacji turystów na najwyższym szczycie Gór Sowich, jaka zbiera się tam w majowe weekendy. Z tego powodu na wycieczki z dziećmi wybieramy miejsca mniej popularne, albo takie nieznane. Wzgórza Włodzickie wydawały nam się mało interesujące i nudne, dlatego odpowiednie podczas wzmożonej, długo-weekendowej aktywności turystycznej rodaków.
Punktem kluczowym majowej wycieczki miała być wieża widokowa na Włodzickiej Górze. Wędrówka grzbietem Wzgórz Włodzickich pozwoliła nam odkryć krajobrazy, jakich się nie spodziewaliśmy. Teraz inaczej patrzymy na Ziemię Noworudzką i rozumiemy, że ktoś może tu mieszkać z wyboru.
Plan wycieczki przez Włodzickie Wzgórza
Pomysłów na ciekawe wycieczki w Sudetach nam nie brakuje, ale kiedy uczestniczą w nich kilkuletnie dzieci warto dobrze zaplanować trasę. Musimy uwzględnić różne doświadczenia w górskim wędrowaniu. Dla sześciolatków, dziesięć kilometrów powinno być osiągalne jeśli trasa będzie urozmaicona, a na końcu czeka nagroda. Taka taktyka.
Pomysł podsunął nam znajmy, przewodnik sudecki – koniecznie zobaczcie malowniczy szlak przez Włodzickie Wzgórza.
Zrobimy pętlę szlakami turystycznymi ze Świerków do Ludwikowic przez Włodzicką Górę. Pętla zamknie się na 6 kilometrach, nie licząc powrotu pociągiem. Będzie mocne podejście, tajemnicza budowla, przerwa na kiełbaski, swobodna wędrówka, jazda pociągiem i niespodzianka na zakończenie.
Z Wałbrzycha i Kłodzka do Świerków Dolnych jadą pociągi Kolei Dolnośląskich. My jedziemy z innego dolnośląskiego miasta. Jazda pociągiem ze Świdnicy z przesiadkami przekroczy możliwości małych dzieci. Żałujemy, bo to już inna kolej niż pamiętają roczniki z ubiegłego wieku.
Z parkingu przy przystanku kolejowym w Świerkach Dolnych na zielony szlak
Do Świerków Dolnych dojechaliśmy samochodami. Zostawimy je na placu przy przystanku kolejowym. W tym miejscu zrobimy odprawę i sprawdzimy jeszcze raz plecaki zanim oddalimy się w stronę naszego celu – Włodzickiej Góry. Musimy tylko odnaleźć zielony szlak. Wiemy, że jest po drugiej stronie torów, za rzeczką – Włodzicą. Dotrzemy do jej źródeł, a według planu będzie to połowa trasy naszej wycieczki.
Za zabudowaniami w Świerkach zielony szlak biegnie przez łąki, aby zaraz schować się w lesie. Zaczyna się najtrudniejszy etap naszej wycieczki. Robimy małą przerwę bo przed nami naprawdę strome podejście. Następny przystanek będzie przy ruinach magazynu kruszywa, który teraz zamieniamy w zamek na skale. Dzieciaki marudzą przy podejsciu ale wyrywaja się do przodu i wypatrują zamku bo tam przycupniemy na pniach i coś zjemy. Po kilku minutach nasi mali zwiadowcy meldują przez radio – widzimy ruiny zamku.
Tajemnicza budowla na Włodzickiej Górze
Ruiny betonowej budowli na północnym zboczu Włodzickiej Góry to pozostałości magazynu kruszywa z dawnego kamieniołomu u podnóża góry. Z jednej strony leży jeszcze sterta tłucznia. Materiał nie trafił do wagonika kolejki albo konnego wozu ale wysypał się na ziemię pod zsypem.
Obiekt istniał tu już w latach dwudziestych XX wieku dlatego nie można go wiązać z infrastrukturą techniczną kompleksu Riese. Zresztą beton jest tu dużo słabszy o bordowym zabarwieniu. Podobny materiał zastosowano do budowy wieży widokowej na Włodzickiej Górze, która nie przetrwała próby czasu.

Ostrożnie zaglądamy do środka – nic nie tu nie ma – mówią zgodnie dzieci i ruszamy dalej. Zielony szlak pnie się jeszcze przez chwilę mocno pod górę. Później się trochę wypłaszczy ale ścieżka jest zawalona drzewami. Zimą mocno wiało w Sudetach. Wiatrołom nie pozwala na bezpieczne pokonanie tego odcina szlaku. Drzewa leżą na sobie strasząc korzeniami. Musimy obejść, znów mamy pod górę. Idziemy równolegle do szlaku. Z krzaków wychodzimy wprost na Włodzicką Górę, zostało z 200 metrów do szczytu. Trudno ocenić ile drogi nadłożyliśmy. Wiemy, że mniej czasu będziemy mogli spędzić przy ognisku.
Włodzicka Góra
Na Włodzickiej Górze pod wieżą ognisko się już pali, zaoszczędzimy kilka minut. Witamy się z grupką starszych turystów zajadających pieczone kiełbaski. Dołączamy do nich. Mamy ze sobą teleskopowe kijki do pieczenia kiełbasek.

Na wieżę wchodzi się po stromych kamiennych schodkach. Niektóre maluchy się boją. Taras widokowy na szczycie wieży pomieści najwyżej cztery dorosłe osoby. Ciekawskie dzieciaki podskakują żeby coś zobaczyć bo kamienna balustrada jest akurat na wysokości oczu sześciolatków. Musimy im pomóc ale uwijamy się szybko, z dołu już napierają inni turyści.
Czytaj więcej o Wieży na Włodzickiej Górze
Przy kiełbaskach oceniamy stan wszystkich wędrowców i decydujemy się na krótszy wariant wycieczki.
Po dłuższej przerwie na Włodzickiej Górze ruszamy na szlak w stronę Ludwikowic Kłodzkich pełni energii. Teraz musimy trzymać się szlaku czerwonego.
Dwieście metrów dalej przechodzimy nad niewielkim urwiskiem mijamy czterometrowy drewniany krzyż. Rozciąga się tu panorama Gór Sowich, wyraźnie widać Wielką Sowę. Rozpoznajemy też Schronisko Orzeł. Zastanawiamy się czy spod Orła widać krzyż pod którym stoimy. Kilkanaście kroków dalej, w dole dostrzegamy kilka zapuszczonych, drewnianych stolików z ławeczkami. Nie mamy czasu schodzić ze szlaku. Pociąg z Ludwikowic odjeżdża o 15.30, ale upewniam się w aplikacji Koleo.

Zejście z Włodzickiej Góry miejscami bywa strome ale tylko miejscami. Jeszcze jakieś trzysta metrów i wyjdziemy z lasu.
Zdobycie Pisztyka ( 711 m.n.p.m.)
Czerwony szlak wyprowadza nas na otwarty teren. Soczyście zielone łąki kontrastują z brunatną ściółką budzącego się do życia lasu. Radio co chwilę trzeszczy i dowiadujemy się, że na łące nigdzie nie widać czerwonego szlaku.
Pod wzgórzem Pisztyk nasz oddział rozpoznawczy wpada w zasadzkę. Jakiś ciek wodny utworzył tu niewielkie rozlewisko, co okazuje się zdradliwą choć interesującą atrakcją. Ponosimy straty podczas forsowania rozmokłej, mocno nachylonej łąki. Oddział logistyczny przybywa szybko na miejsce ale wyczerpuje zapasy suchych ubrań. Dziewczynki muszą podzielić się skarpetkami, o butach na zmianę nikt nie pomyślał.
Z obniżenia między wzgórzami dostrzegamy ciekawostkę. Ktoś bardzo lubi podziwiać zachodzące nad Sudetami słońce, żeby przytargać tu parkową ławeczkę. Dzieci znów pognały do przodu, to nic że pod górkę. Kto pierwszy zajmie miejsce na ławeczce? Warto było trochę odbić ze szlaku.
Kiedyś istniała tu osada Fichtig, którą po wojnie przemianowano na Sośnina a miejscowi mówili Fisztyk. Wyludniła się w połowie XX wieku a czas zatarł ślady. Widać jeszcze stery kamieni a na obszernych łąkach musiały paść się zwierzęta.

Chwilę później dzieciaki obrały za cel stare samotne drzewo. Z daleka widzimy, że jest tam coś jeszcze. Drzewa musiało jeszcze nie być albo było małe zanim ludzie postawili tu kamienny słup z krzyżem ogrodzony czterema mniejszymi słupkami. Na drzewie znakarze umieścili turystyczne drogowskazy (Pisztyk 711 m.n.p.m.), słupki ozdobili paskami oznaczającymi turystyczne szlaki. Gdzieś czytałem o szubienicznym drzewie w tym miejscu, nie mam pewności czy to jest właściwe drzewo. Kilka metrów dalej rośnie podobne, samotne a za nim widać kępę drzew i zarośli.
Źródła Włodzicy
Mijamy zarośla i kępę drzew. Mała tabliczka na metalowym słupku informuje nas, że w tym miejscu wybija źródło Włodzicy.

Źródło znajduje się na zachodnim stoku góry Pardelówka (734 m.n.p.m.). Strumień spływa na południe do Dworków, okrąża Wzgórza Włodzickie od północy. W Świerkach zaczyna być potokiem, a o rzece możemy mówić dopiero na wysokości Ludwikowic Kłodzkich, gdzie do Włodzicy wpada Sowi Potok. Przez Nową Rudę płynie już rzeka, zasilona wodami Jugowskiego Potoku, Piekelnicy i Woliborki, bywa niebezpieczna. W Sarnach Włodzica wpada do Ścinawki.
Nasza wędrówka jest najprzyjemniejsza w tym miejscu. Idziemy polną drogą. Wychodzi słońce i poprawia się widoczność. Teraz cieszymy się krajobrazami. Za nami półmetek wycieczki.
Włodzickie krajobrazy
Rzadko w Sudetach można podziwiać tak szeroko otwarte panoramy. Szlak przez Włodzickie wzgórza polecił nam przyjaciel – Kazimierz Mazik, mieszkaniec ziemi kłodzkiej i przewodnik sudecki. Kazik prowadzi teraz schronisko Andrzejówka. Pewnego wieczora przyznał się, że ten szlak lubi najbardziej ze wszystkich sudeckich szlaków. Wspaniałe krajobrazy Noworudzkiej Ziemi, porzucone osady i pustki na szlakach w tej okolicy dają poczucie spowolnienia czasu. Zastanawiam się jak by to opisała Olga Tokarczuk, przecież gdzieś tu mieszka w okolicy. Czy ona już tego nie opisała?

Idziemy już kilka godzin. Oddział rozpoznawczy nie ma już ochoty wyprzedzać. Dzieci oddają krótkofalówkę bo zrobiła się strasznie ciężka. W aplikacji Locus Map sprawdzam ile nam zostało do stacji kolejowej w Ludwikowicach. Między drzewami przebija się już wiadukt kolejowy. Na rozwidleniu szlaków, dzieci intuicyjnie skręcają w lewo – czerwonym. Szlak zielony idzie dalej do Nowej Rudy – to opcja dla wytrwalszych piechurów.

Wędrujący z dziećmi rodzice wiedzą, że to czas na ogłoszenie niespodzianki. Zadziałało na sześciolatki i jednego dwunastolatka też. Ale jaka to niespodzianka? Dowiecie się dopiero na stacji w Ludwikowicach skąd wrócimy do punktu wyjścia – Świerków Dolnych.
Czerwonym szlakiem do stacji w Ludwikowicach Kłodzkich
Za rozwidleniem szlaków, z nową energią schodzimy stromym zejściem. Z dołu dochodzi nas szczekanie jakiegoś psa. Dochodzimy do nowej asfaltowej dróżki, mijamy kapliczki, pojedyncze zabudowania i kilka znajomo wyglądających ławeczek. Opuszczamy Wzgórza Włodzickie.
Czerwony szlak sprowadził nas do Ludwikowic Kłodzkich. Przekraczamy Włodzicę a później drogę drogę numer 381 łączącą Nową Rudę z Głuszycą Górną. Idziemy pod górę do stacji kolejowej na Wzgórzach Wyrębińskich.
Kilku podróżnych czeka na pociąg. Stacja przypomina westernowy „saloon”. Jeszcze kilkanaście lat temu zaczynały się tu eskapady poszukiwaczy przygód, tajemnic Riese, Muchołapki i tajnej fabryki amunicji z czasów Drugiej Wojny Światowej.
Wracamy pociągiem Kolei Dolnośląskich
Pytanie - „Co to za niespodzianka?”- słyszymy już chyba ze sto razy. Jak się domyślaliśmy niespodzianka sprawiła maluchom frajdę. Lody w Nowej Rudzie rozpaliły wyobraźnie. Widać, że niektórzy dorośli potrzebują mocnej kawy.
W aplikacji Koleo zakupiłem bilet z Ludwikowic do Świerków Dolnych. Dwie dorosłe osoby i sześciolatka – 10 zł. Kilka kliknięć i sprawa załatwiona. Czuję się komfortowo bo lubię być przygotowany. Inni wolą zakupić bilety u konduktora.
Pociąg przyjeżdża punktualnie. Szynobus jest prawie pełny. Młoda konduktorka okazuje się bardzo skrupulatna. Domaga się dokumentów uprawniających do zniżek dla dzieci. Mamy do przejechania tylko jedną stację ale dokumenty muszą być. Szperamy w plecakach, czas ucieka.
Kiedy wszyscy mamy już bilety pociąg dojeżdża do naszego celu. Życzymy konduktorce wytrwałości w pracy w ten świąteczny dzień, bo spora grupa turystów seniorów oblega peron w Świerkach Dolnych. Ledwo wychodzimy z dziećmi, torując sobie drogę plecakami.

Samochody stoją tak jak je zostawiliśmy.
Dalej już samochodem – do Nowej Rudy na lody
Słowo się rzekło i trzeba spełnić obietnicę. Jedziemy na lody do Nowej Rudy. Dzieciaki nabierają nowych sił a my, teraz już wszyscy potrzebujemy mocnej kawy.
Zatrzymujemy się przy ulicy Cmentarnej. Jest szesnasta, słońce jeszcze mocno przygrzewa. Promenadą Śródmiejską idziemy wzdłuż Włodzicy. Kamieniczki z podcieniami wyglądają uroczo. Malowniczy mostek nad rzeką prowadzi nas w stronę rynku. Mijamy lodziarnię pod wiaduktem i razem z córką puszczamy do siebie oczko, to nasza tajemnica - bywamy tu częściej, niż wie mama.
Tym razem, z przyjaciółmi zmierzamy do „Dobrej Nowiny”, nie będziemy jeść lodów na chodniku. Jakaś ładna ta Nowa Ruda się zrobiła, ale to opowieść do napisania.
- Lokalizacja na mapie Sudetów: